Netbooki wyposażone w system Chrome mają pojawić się już 15 czerwca. To co wiadomo na dzień dzisiejszy to garść grubo szytych informacji producenta czyli: szybki start (w granicach ośmiu sekund), doskonałe przeglądanie internetu (ultraszybka przeglądarka plus pełne wspomaganie technologii flash), użytkowanie wszelkich możliwych połączeń sieci bezprzewodowej (w chwili obecnej wifi i GSM w standardzie 3G), wykorzystanie aplikacji i składowanie danych w chmurze (łatwy i zunifikowany dostęp z dowolnego komputera podłączonego do sieci internet – w zasadzie działa to już od jakiegoś czasu, być może jakaś funkcjonalność zostanie poszerzona lub udoskonalona – tryb offline?), możliwość pełnego wykorzystania masy aplikacji i gier z Chrome Web Store, które pozwalają pracować i bawić się w coraz szerszym zakresie również bez aktywnego połączenia z siecią.

 

Profil lokalnego użytkownika powiązany będzie ściśle z profilem webowym, w taki sposób, że po zalogowaniu się na jednym Chrombooku, każda osoba będzie przebywała w swoim środowisku (ustawienia, aplikacje, usługi etc.). Na koniec Google zapowiada znaczną poprawę bezpieczeństwa danych, która osadzona została na styku sprzętu i oprogramowania (nowy system operacyjny plus najnowsze hardwarowe implementacje poprawiające bezpieczeństwo) oraz ustawiczne poprawki, jakie komputerek będzie otrzymywał będąc podłączonym do internetu.

A gdyby tak te oszczędne, ale jednak dosyć ambitne zapowiedzi rozebrać na czynniki pierwsze?

Nowy system napisany specjalnie do zastosowania w nowego typu netbookach – nawet jeśli ktoś wykonał tak ogromny kawał roboty, to nie sądzę by odbiegał on od filozofii rozrośniętego do granic możliwości Androida. Chciałbym się mylić, ale na pierwszy rzut oka tak to po prostu wygląda.

Personalizacja profilu powiązana z użytkownikiem, jego ustawieniami, zarówno w sferze funkcjonalnej jak i estetycznej – tego nawet nie będę specjalnie komentował (zjawisko w większym lub mniejszym stopniu występujące już od kilkunastu lat), poza jedną sprawą. Jeśli poziom kompleksowości osiągnie poziom użytkownika jakiegoś urządzenia z rodziny Apple – będzie to być może jakiś kroczek do przodu, aczkolwiek i Google i inni producenci mają to w swoich systemach już od dawna i wykorzystywane jest to w różnym stopniu.

Zabezpieczenia sprzętowe. W tym zakresie Google nie przeskoczy obecnie wykorzystywanych technologii i traktuję te zapowiedzi jako najbardziej marketingowy zabieg ze wszystkich. Nowe zabezpieczenia antywirusowe etc. wkomponowane w architekturę procesora i płyty głównej oraz technologie wirtualizacji sprzyjające fizycznej separacji wykonywanego kodu, to na dzisiaj standard, nie wspominając już o bardziej lub mniej udanych konstrukcjach mniejszej wagi, przeciwdziałających zalaniu klawiatury, uszkodzeniu matrycy czy niepowołanemu dostępowi.

Jeszcze więcej poprawek? Poprawki w każdym czasie, non-stop? A cóż to za obietnica pokrętnej filozofii bezpieczeństwa i troski? Poprawki na poprawki poprawek, ciągle, coraz szybciej z coraz mniejszym pułapem dostępnej kontroli użytkownika? Traktuję politykę łatek i poprawek jako jeden z symptomów naszych, niezwykle przecież dynamicznych, czasów, ale kładzenie nacisku na obietnicę otwartego strumienia notorycznych patchy to już lekka przesada, przynajmniej jak dla mnie. Wolałbym oszczędną obietnicę elastycznego reagowania niezbędnymi poprawkami systemu w przypadku pojawienia się jakichś zagrożeń czy poprawy funkcjonalności. Tak po prostu, po ludzku i zwyczajnie.

No cóż… Nawet będąc średnio rozgarniętym i niezbyt zaawansowanym użytkownikiem, potrafiącym w miarę sensownie kojarzyć i analizować otaczający nas świat computingu oraz jego historię, po tych zapowiedziach spodziewam się bardziej jakiegoś szybkiego, stabilnego i w miarę niezawodnego netbooka do mobilnej rozrywki i ewentualnie pracy, niż czegoś przełomowego. Być może uda się uzyskać przełomową cenę (na przykład znana sprawa netbooka na poziomie 100 USD – ktoś miał takie sprzedawać już dawno temu) lub niebywałą efektywność (połączenie prostoty obsługi z wygodą użytkowania, doskonałą komunikacją i niezawodnością działania), ale chyba niewiele więcej. Pierwsze modele Chromebooków proponowane przez Samsunga i Acera, to przecież zbudowane w oparciu o Atoma netbooki z jedenasto-dwunastocalową matrycą i (opcjonalnie) zintegrowanym modemem WWAN, portami USB w standardzie 2.0, kamerką wysokiej rozdzielczości, czytnikiem kart pamięci i wyjściem na zewnętrzny monitor (co jest chwalebne dla zastosowań biznesowych lub domowych – multimedialnych).

Osobiście, ze sporą dozą ciekawości poczekam ten miesiąc na konkrety dotyczace ceny i potwierdzenie możliwości nowego starego systemu.