Lenovo kontynuuje chlubną tradycję wydawania laptopów z najbardziej sławnej i niesamowitej linii ThinkPad, oryginalnie zaprojektowanej i tworzonej oczywiście przez IBM. Jednym z nowych dzieciątek jest model T490s, który obok flagowej „Tetki” T490, T590 (cięższa odmiana z większym ekranem), E595 (konstrukcja oparta na architekturze AMD) oraz X390 Yoga (efektowna hybryda laptopa i tabletu z dotykowym ekranem) stanowi trzon oferty dedykowanej dla biznesu, zarówno tego małego jak i tego całkiem dużego. Model T490s z całego tego towarzystwa będzie chyba największym kompromisem wydajności, jakości oraz mobilności i stanowić może dobrą propozycję nie tylko dla profesjonalistów czy wymagających biznesmenów, ale także jako narzędzie codziennego użytku domowego.

Modele wyposażone w literkę „s” na końcu nazwy, to historycznie i praktycznie rzecz ujmując ukłon w stronę większej mobilności (waga, gabaryty, czas pracy na baterii, lepsze komponenty i obudowa), ale bez znacznego wpływu na wydajność i możliwości w stosunku do modelu podstawowego – w tym przypadku T490s jest odmianą „pełnego” T490. Niestety nie zawsze zamierzenia twórców idą w parze z oczekiwaniami biznesowymi producentów, strategią wydawniczą i oczywiście spodziewanym efektem u odbiorców końcowych. Model T490s jest tego, niestety, ciekawym studium. Wydany nieco za wcześnie w stosunku do konkurencji (np. laptopów z serii HP EB 840 xx, Dell L4xx, czy nawet Fujitsu LB 74xx) mający w jakimś stopniu wypełnić lukę między modelem podstawowym (T490) a kultowym ale bardzo drogim i czekającym na kolejny lifting X1 Carbon.

Jak już wspomniałem, na drodze chwały występuje drobne „niestety”. Dla części potencjalnych odbiorców może to być nawet całkiem spore „niestety”. O ile zgrabniejsza i cieńsza obudowa, nowa mniej energochłonna matryca, świetna klawiatura (klasy tej używanej w X1) oraz długi czas pracy na baterii są zdecydowanie na plus, o tyle ograniczone możliwości rozbudowy/zmiany konfiguracji (na przykład wlutowana na stałe pamięć), słabsza wydajność procesora czy brak dedykowanej karty grafiki są już zdecydowanie na minus.

Tak naprawdę chyba najbardziej trafnie ukutym określeniem dla tego modelu jest rzeczywiście „budżetowa wersja X1 Carbon”, czyli taka wersja Lite sławnego wśród laptopów celebryty. Naturalnie wydanie pięciu czy sześciu tysięcy złotych trudno nazwać jakąś oszczędnością, warto więc rozważyć w co zainwestować – jaki sprzęt i do czego jest tak naprawdę nam potrzebny, ponieważ równie dobrze może się okazać, że jednak warto trochę dołożyć i zainwestować w X1 jak i to, że oszczędzenie środków płatniczych i wydanie „tylko” czterech tysięcy na jakiś słabszy (inny) model też wystarczy.