Połączenie pamięci USB i bezprzewodowej wymiany danych to w dzisiejszych czasach już nic nowego. Zdecydowana większość liczących się na rynku producentów pamięci próbuje swych sił w tej materii a nawet (z różnym powodzeniem) od jakiegoś czasu sprzedaje takie rozwiązania  (na przykład Seagate GoFlex Satellite). Zdecydowanie, jak na przełom 2011 i 2012 roku, nie jest to pomysł ani tani, ani specjalnie uniwersalny czy dopracowany. Do ideału brakuje wiele: a to zbyt mała pojemność nośnika, a to zbyt duża waga skutkująca nieporęcznością rozwiązania, a to bateria starcza na zbyt krótko… Jednak zwykłem powtarzać i zrobię to jeszcze raz: zakup sprzętu czy oprogramowania winien być zdeterminowany przez konkretne potrzeby nabywającego – i tak, jeżeli ktoś potrzebuje do swojego tabletu czy smartfona dodatkowej pamięci, na przykład w celu odtwarzania filmów czy muzyki to Kingston Wi-Drive może być całkiem fajnym pomysłem.

Dysk wyposażony w interfejs sieciowy wi-fi jest dostępny w wersjach 16 i 32 GB. Wi-Drive jest niewiele większy od iPhona i w uzasadnionych przypadkach (potrzeba wożenia ze sobą olbrzymiej ilości utworów muzycznych, zdjęć, filmów, podcastów czy innych multimedialnych materiałów) może być niezastąpionym towarzyszem podróży. I w tym miejscu nasuwa mi się bardzo wygodne uzasadnienie używalności takiego dodatkowego kontenera danych – mianowicie wyjazdy z rodziną czy dłuższe wycieczki lub weekendowe wypady. Rzeczywiście, jeśli nie zabieramy ze sobą żadnego podręcznego klamota (notebooka) i aktywnie zamierzamy korzystać z telefonu lub tabletu, takie rozwiązanie wydaje się nad wyraz proste i uzasadnione konkretną potrzebą. Szczerze powiem, że osobiście od lat używam smartfonów bardzo intensywnie i na wiele różnych sposobów, więc jestem w stanie zaaprobować taki technologiczny wybryk aby zapewnić sobie dodatkowy, niezbyt kłopotliwy biorąc pod uwagę rozmiary i wagę, magazyn dodatkowych danych w podróży.

 

Kingston Wi-Drive, oficjalnie leżący na półce Wireless Flash Storage, to niewielkich rozmiarów (szerokość 61,8 mm, wysokość 9,8 mm i długość 121,5 mm) pamięć USB, niezwykle starannie wykonana (śmiem twierdzić, że jest naprawdę jednym z tych wyjątkowych techno-cacuszek, które po prostu chce się mieć w ręku) i dzięki bezprzewodowej komunikacji opartej na IEEE 802.11g/n mogąca doskonale sprawdzić się w podróży (możliwość współdzielenia dysku nawet przez trzy osoby/urządzenia równocześnie). Komunikacja z napędem następuje za pośrednictwem specjalnej aplikacji (wersja na iPhone/iPad jest produkcyjna – wersja na Androida w fazie beta). Naturalnie, producent wyposażył Wi-Drive w standardowe złącze USB 2.0 (połączenie za pośrednictwem sieci komórkowej 3G nie jest możliwe), tak więc możliwość wykorzystania tego dysku jest niemal nieograniczona. Jeśli do powyższych danych dołożę informację, że dysk może pracować do 4 godzin bez przerwy, to przyznacie, że cały pomysł nabiera rumieńców i jest dosyć obiecujący.

W tym miejscu zwykle powinienem napisać coś o cenie i użyć jakiegoś słowa z gatunku „niestety”, „stosunkowo wysoka” itd., ale nie tym razem. Tym razem napiszę, że cena nie jest powalająca, odstraszająca czy dla wybrańców. Wi-Drive wyposażony w pamięć 16 GB kosztuje 220 złotych a wersja 32 GB kosztuje 330 złotych. Jeśli ktokolwiek zechciałby w tym miejscu jednak pomarudzić, czy chociażby pokręcić nosem, to niech zastanowi się na przykład nad tym, jaka jest różnica w cenie iPhona w wersji 16 i 32 GB…